W czerwcu przyszło mi używać dwóch wyjątkowo nieudanych kosmetyków, o których dziś napiszę parę słów. Na pierwszy ogień - emulsja do codziennej higieny intymnej Lactacyd.
Zapewnienia producenta:
Naturalna ochrona przed podrażnieniami okolic intymnych.
Ze względu na zawartość naturalnego kwasu mlekowego, wspomaga naturalne
mechanizmy obronne ciała przed zewnętrznymi podrażnieniami okolic
intymnych dlatego szczególnie polecana do codziennej pielęgnacji okolic
intymnych. Myje i odświeża oraz sprawia, że czujesz się komfortowo.
Dostępna również w wariancie z pompką.
Nie zawiera mydła. Zawiera kwas mlekowy.
Skład: Aqua, Magnesium laureth sulfate, Disodium laureth
sulfosuccinate, Cocamidopropyl Betaine, Głyceryl Laurate, Głycol
Distearate, Sodium Laureth Sulfate, Cocamide Mea, Laureth-10, Methyl
Isothiazolinone, Methyl Chloro-lsothiazolinone, PEG-7 Głyceryl cocoate,
Lactose, Milk Protein, PEG-55 Propylene Głycol Oleate, Propylene Głycol,
Phenoxyethanol, Parfume, 5-Bromo-5-Nitro-1, 3-Dioxane, Propylene
Głycol, Lactic Acid, Sodium Chloride.
źródło:
www.lactacyd.pl
Cena:
ok. 12 zł
Pojemność:
200 ml
Generalnie, kiedy mogę kupić polski kosmetyk - kupuję polski. Tak też jest z kosmetykami do higieny intymnej. Do tej pory używałam zamiennie płynów Mincera i Ziai (na blogu pisałam recenzję płynu Ziaja Med:
KLIK), z których byłam bardzo zadowolona.
Kiedy czytam o różnych płynach do higieny intymnej na blogach czy forach, w kółko w komentarzach czy dyskusji pojawiają się stwierdzenia "ja używam Lactacyd", "polecam Lactacyd" itd. W radiu, telewizji też tylko Lactacyd i Lactacyd. Pomyślałam - coś w tym Lactacydzie musi być, skoro wszyscy kupują i polecają.
Przebolałam więc wyższą cenę oraz (co przyszło mi z większym trudem) producenta (Glaxo Smith Kline - brytyjski koncern farmaceutyczny, który wykupił akcje Polfy S.A - polskiego producenta leków, w dodatku testujący swoje produkty na zwierzętach) i kupiłam emulsję Lactacyd. Wszystko po to, by przekonać, się czy rzeczywiście jest taka dobra. Spodziewałam się porządnego produktu, jednak bez większych fajerwerków. Niestety, rzeczywistość okazała się być bardziej brutalna.
Emulsja ma kolor perłowy, jest lekko żółtawa i delikatnie (choć nieco sztucznie) pachnie rumiankiem, silnie się pieni. Wydawało mi się, że łagodny płyn do higieny intymnej powinien być raczej przezroczysty i bezzapachowy. Dalej jest już tylko gorzej ...
Od pierwszego użycia się nie polubiliśmy. Lactacyd spowodował potworne pieczenie, dosłownie jakbym się nacierała sproszkowaną papryczką chili (!). Po spłukaniu piany było już lepiej, pieczenie ustało, chociaż nie czułam odświeżenia, a jedynie lekką suchość i dyskomfort. Mniej więcej po tygodniu używania, podczas którego nadal towarzyszyły mi piekące sensacje, dorobiłam się strasznych, bolących podrażnień. Niestety używałam Lactacydu jeszcze przez kilka dni, później kupiłam nowy płyn (AA Intymna Pro Harmony) i dzięki temu wszystko wróciło do normy już po dwóch dniach.
Nie zrezygnowałam z Lactacydu od razu, bo nie byłam przekonana o tym, że to on wyrządza mi tyle krzywdy. Owszem, wszystko mnie piekło po użyciu, ale nigdy wcześniej nie miałam żadnych sensacji spowodowanych przez kosmetyk do higieny intymnej i praktycznie nie brałam go pod uwagę jako winowajcę podrażnień. Obawiałam się nawet, że nabawiłam się jakiegoś grzyba, czy innej choroby. Miałam wrażenie, że wyniszczyła się cała flora bakteryjna. Dobrze, że przyszło mi do głowy, żeby zmienić płyn do higieny intymnej zanim zrobiłam z siebie czubka u lekarza.
Nigdy więcej!
A teraz drugi koszmarek - płyn dwufazowy do demakijażu oczu Nivea Visage.
Obietnice producenta:
Delikatnie i efektywnie usuwa nawet najbardziej trwały makijaż oraz
tusz. Chroni delikatne okolice oczu i pielęgnuje rzęsy. Wzbogacony w
ekstrakt z bławatka.
Skład: Aqua, Isododecane, Cyclomethicone, Isopropyl Palmitate,
Helianthus Annuus Seed Oil, Centaurea Cyanus Flower Extract, Sodium
Chloride, Trisodium EDTA , Phenoxyethanol, Methylisothiazolinone, CI
60725 , CI 61565.
źródło:
www.nivea.pl
Cena:
ok. 13 zł
Pojemność:
125 ml
Pod koniec maja skończył się mój ulubiony płyn dwufazowy do demakijażu z bławatkiem Yves Rocher (pisałam jego recenzję na blogu tutaj:
KLIK), musiałam kupić coś na szybko. Wybór padł na dwufazę Nivei. Miałam już ją kilka lat temu, kiedy dostałam w ramach testów z Klubu Recenzentki na portalu Wizaz.pl. Wspominałam całkiem dobrze, więc wrzuciłam do koszyka.
Fazy płynu trudno się mieszają (w zasadzie to właściwie się nie łączą), trzeba potrząsać butelką znacznie dłużej niż przy innych płynach, a i tak błyskawicznie się rozwarstwia. W efekcie na płatek kosmetyczny wylewamy tylko jedną fazę płynu.
Usuwa makijaż całkiem nieźle - bardzo dobrze rozpuszcza tusz do rzęs, oczywiście także cienie i kredki. Nie rozmazuje, a właśnie rozpuszcza i zbiera na płatek, choć nie zawsze idealnie i do końca. Niestety serwuje przy tym potworne pieczenie i podrażnienie powiek. W kontakcie z płynem oczy szczypią i łzawią, spojówki są zaczerwienione, jednak już po chwili te objawy ustępują.
Męczę się i męczę z Niveą, bo jest w miarę skuteczna i szkoda mi jej wyrzucić, jednak komfort stosowania pozostawia wiele do życzenia. Cena dość wysoka, opakowanie standardowe - nawet ładne i wygodne.
Nie wiem, co zmieniło się przez ten czas - czy moje oczy zrobiły się bardziej wymagające, czy może zmienili coś w składzie płynu. Kiedyś mi służył, a teraz już wiem, że na pewno nie powtórzę zakupu.
Obydwa produkty, Lactacyd i płyn Nivea, odradzam alergikom i wrażliwcom. Ja do takich nie należę, a narobiły mi mnóstwo szkody. Pisząc tego posta skojarzyła mi się scena z Kariery Nikosia Dyzmy, kiedy to Nikoś na konferencji prasowej przekonuje, że tylko to co polskie, jest dobre, a co zagraniczne szkodzi. Tyle razy wybieram polskie marki i jestem zadowolona, dobrze mi służą, czego zwykle nie mogę powiedzieć o kosmetykach zagranicznych koncernów, reklamowanych, droższych i testowanych na zwierzętach.