piątek, 23 grudnia 2011

Śledzie na Wigilię

Dziś dwa przepisy na śledzie, które zagoszczą u mnie na tegorocznym wigilijnym stole.

Różowa sałatka śledziowa

Korzystałam z tego przepisu, ale znacznie go zmodyfikowałam (m.in. użyłam mniej śledzi, dodałam ser żółty).

Składniki:
- 0,5 kg śledzi matijasów
- 2 białe cebule
- 40 dag sera żółtego
- półlitrowy słoik buraków marynowanych (polecam buraki w wiórkach Chira z Lidla)
- 4 łyżki majonezu
- 4 łyżki śmietany 18%
- 3 łyżeczki musztardy
- szczypta czarnego pieprzu

Śledzie moczymy około pół godziny w wodzie. W tym czasie kroimy cebulę w kostkę, a ser trzemy na tarce o dużych oczkach. Łączymy cebulę z buraczkami odsączonymi z zalewy, serem żółtym, majonezem, śmietaną i musztardą. Na koniec dokładamy śledzie pokrojone w paski i przyprawiamy pieprzem. Wstawiamy do lodówki na co najmniej kilka godzin.

Ilość porcji: 15
Koszt potrawy: ok. 20 zł
Cena za porcję: 1,30 zł
Trudność: Łatwe
Czas przygotowania: 10 min
Czas moczenia śledzi: ok. 30 minut
Czas chłodzenia: kilka godzin

Śledzie musztardowe a la Lisner


Bardzo lubię filety śledziowe w sosie musztardowym Lisnera, ale rzadko sobie na nie pozwalam, bo zwyczajnie są za drogie. Dwa nieduże płaty w zalewie za ponad 5 zł to naprawdę sporo. Poszperałam trochę w internecie, znalazłam coś podobnego klik, pozmieniałam trochę proporcje i wyszły rewelacyjnie. Polecam szczególnie wielbicielom musztardy.

Składniki:
- 1 kg śledzi matijasów
- słoik musztardy francuskiej Kamisa
- pół słoika musztardy Dijon Kamisa
- 600 g śmietany 18% (duży i mały kubełek)
- 4 czerwone cebule
- 50 ml octu winnego
- 50 ml oliwy z oliwek
- 30 g cukru
- 3 łyżeczki kurkumy (dla koloru)

Śledzie moczymy około pół godziny w wodzie. W tym czasie kroimy bardzo drobno cebulę, którą następnie sparzamy przez chwilę wrzątkiem. Odlewamy z cebuli wrzątek i dodajemy resztę składników: musztardy, śmietanę, ocet winny, oliwę, cukier i kurkumę (żeby nie wyrzucać resztek musztardy razem ze słoikiem można wypłukać go octem winnym przed dodaniem). Mieszamy wszystko dokładnie. Wymoczone śledzie kroimy w paski i łączymy z musztardowym sosem. Całość wstawiamy do lodówki na około dobę, aby smaki dobrze się przegryzły.
Możemy oczywiście zmieniać proporcje dodając więcej lub mniej śmietany czy musztardy w zależności od tego jak ostry smak lubimy.

LinkIlość porcji: 15
Koszt potrawy: ok. 25 zł
Cena za porcję: 1,70 zł
Trudność: Łatwe
Czas przygotowania: 15 min
Czas moczenia śledzi: ok. 30 minut
Czas chłodzenia: doba

niedziela, 18 grudnia 2011

Wyniki rozdania

Przepraszam za opóźnienie, ale nie wyrobiłam się wcześniej. Żeby nie przeciągać, ogłaszam wyniki losowania.

Zestaw I czerwony wygrywa: LastTime

Zestaw II zielony wygrywa: yesiwantyouback

Zestaw III złoty wygrywa: qbritneyqZa moment roześlę maile z prośbami o adres. Wyślę nagrody najszybciej jak się da :)
Dziękuję za udział w zabawie, gratuluję zwyciężczyniom i zapraszam na kolejne, księżniczkowe rozdania.

niedziela, 11 grudnia 2011

Słodkości, słodkości ...

Dziś słodko, truflowo, migdałowo, pralinowo, i co tam jeszcze ...
W pierwszej kolejności opowiem moje wrażenia związane z migdałowym balsamem do ciała 'Słodkie trufle i migdały' Farmony z serii Sweet Secret. Najpierw kilka słów od producenta:
Wyjątkowy kosmetyk do pielęgnacji ciała o delikatnej, jedwabistej konsystencji i fascynującym zapachu został stworzony z myślą o tym, by rozpieszczać zmysły i ciało.
Powstał na bazie słodkich trufli i migdałów, dzięki czemu skutecznie pielęgnuje skórę, a do tego obłędnie pachnie, pozostawiając długotrwały, urzekająco słodki zapach. Regularne stosowanie migdałowego balsamu do ciała daje uczucie wypielęgnowanej, jedwabiście gładkiej i pachnącej skóry. Bogata receptura delikatnie pieści skórę, doskonale ją nawilża, wygładza i regeneruje przywracając aksamitną gładkość, miękkość i delikatność, a wyjątkowo apetyczny, zniewalająco słodki zapach relaksuje i odpręża, zapewniając dobry nastrój i uczucie komfortu.
Sposób użycia: Balsam delikatnie wmasować w skórę. Stosować codziennie rano i/lub wieczorem.
Pojemność: 225ml
Cena: ok. 13 zł

Składniki: Aqua, isopropyl myristate, propylene glycol, cyclomethicone, paraffinum liquidum, parfum, glyceryl stearate citrate, glyceryl stearate, butyrospermum parkii, prunus amygdalus seed oil, cetearyl alcohol, prunus amygdalus seed extract, glycerin, theobroma cacao extract, phenoxyethanol, methylparaben, butylparaben, ethylparaben, propylparaben, panthenol, xanthan gum, disodium edta, acrylates/c10-30 alkyl acrylate crosspolymer, jojoba esters, iron oxides, sodium hydroxide, benzyl benzoate, coumarin, ci 19140, ci 16255, bha

Źródło: www.farmona.pl


Ostatnio nie mam szczęścia do pielęgnacyjnych balsamów. Ten zachwycił mnie w drogerii zarówno opakowaniem jak i przepięknym zapachem migdałów, ale po wypróbowaniu na skórze byłam zawiedziona.
Ma lejącą konsystencję - zdecydowanie jest to mleczko, a nie balsam do ciała. Pachnie cudownie aromatem migdałowym do ciasta, niestety tylko w opakowaniu. Po zetknięciu ze skórą nie czuję już nic z tytułowej woni, ale taki standardowy, balsamowy zapach, w dodatku jełczejący. Zawiera czarne, malutkie drobinki, które wsmarowują się razem z balsamem - nie wiem do czego one służą, pewnie tylko do ozdoby.
Co do samego działania to nawilża, ale nie spektakularnie. Dla mojej skóry wystarczająco, nie polecam jednak bardziej wymagającym w tym względzie konsumentkom. Jest skandalicznie niewydajny. Nie miałam jeszcze produktu do pielęgnacji ciała, który znikałby z opakowania w takim tempie. Biorąc pod uwagę jeszcze mniejszą od innych balsamów pojemność (225 ml) nie starcza nawet na miesiąc.

Chciałam się też podzielić z Wami odkryciem wspaniałych słodkości - pralinek z oferty "Kulinarne życzenia na święta" dyskontu Biedronka.
W Mikołajki wybrałam się do sklepu po Ferrero Rocher - ulubione pralinki mojego męża, żeby zrobić mu niespodziankę. Jak na złość nigdzie ich nie było, ale przy okazji wstąpiłam po drodze do Biedronki, żeby zrobić pozostałe zakupy. No i w ten sposób odkryłam:

Mieszanka pralin z nadzieniem czekoladowym Selection Witor's
16,99 zł
800 g (!)
Wyborne nadziewane czekoladki z pewnością będą prawdziwym diamentem w niezwykle bogatej palecie bożonarodzeniowych rarytasów.

Źródło: www.biedronka.pl

W paczce mamy trzy rodzaje pralin:
- Milk
Najpyszniejsze z całej mieszanki, ledwo ocalała ostatnia sztuka do tego zdjęcia. Wnętrze to delikatna, puszysta biała czekolada, w której zatopione są czekoladowe, ryżowe chrupki. Na zewnątrz warstwa mlecznej czekolady.
- Hazelnut
Podobnie jak Milk oblane grubą, mleczną czekoladą. W środku mamy krem orzechowo-czekoladowy z malutkimi, ryżowymi chrupkami. Dla wielbicieli orzechów - wyborne.
- Dark
Nie mogę się o nich wypowiedzieć, bo zwyczajnie nie lubię ciemnej, gorzkiej czekolady i nie próbowałam. Mężowi za to bardzo smakują.

Kiedyś podchodziłam z rezerwą do dyskontowych, sezonowych produktów. Z czasem bardzo się przekonałam, że nie warto przepłacać za reklamowane produkty w drogich sklepach.
Dla porównania wspomniane czekoladki Ferrero Rocher kosztują ok. 20 zł za 200 g, czyli ilość pralin biedronkowych kosztowałaby w tej cenie ok. 70 zł.
Jeśli nie macie pomysłów na prezenty dla najbliższych, a wiecie, że ucieszą ich słodkości, naprawdę gorąco polecam te praliny. Opakowanie reklamówkowe może nie jest wyjściowe, ale w środku czekoladki owinięte są bardzo estetycznie. Wystarczy je przełożyć do ozdobnego pudełka czy plastikowego woreczka przewiązanego wstążką.
Nie policzyłam dokładnie, ile ich jest w opakowaniu (za szybko zniknęły), ale szacowałabym na ok. 60 sztuk. Możecie sobie policzyć, ile kosztowałoby 60 sztuk np. sławnego Rafaello ...

wtorek, 6 grudnia 2011

Bananowy post

Dziś będzie bananowo. Na początek przepis na proste drobiowe curry z bananami i rodzynkami.
Składniki:
- ok. 0,5 kg piersi z kurczaka
- 3-4 dojrzałe banany w zależności od wielkości
- spora cebula
- garść rodzynek
- kieliszek wódki
- 1,5 szklanki bulionu
- 3 łyżeczki curry
- 0,5 łyżeczki słodkiej papryki
- sól, pieprz
- oliwa do smażenia

Potrzebne akcesoria:
duża patelnia lub rondel

Ilość porcji: 6
Koszt potrawy: ok. 18 zł
Cena za porcję: 3 zł
Trudność: Łatwe
Czas przygotowania: 15 min
Czas smażenia i duszenia: ok. 20 minut
Rodzynki namaczamy w wódce aż napęcznieją. Piersi i cebulę kroimy w kostkę.
Na dużej patelni lub w rondlu rozgrzewamy oliwę, dodajemy cebulę i kurczaka. Kiedy się podsmażą, dolewamy bulion i wrzucamy przyprawy. Dusimy przez kilkanaście minut. W tym czasie obieramy banany i kroimy w plastry grubości centymetra. Kiedy mięso jest już miękkie dodajemy rodzynki (razem z wódką) i banany. Chwilę podgotowujemy, aż banany zaczną się lekko rozpadać, a sos zgęstnieje.
Podajemy z ryżem (najbardziej smakuje mi biały zmieszany z brązowym w proporcji 2:1).
To świetne danie obiadowe dla wszystkich wielbicieli bananów i mięs z owocami. Mój mąż raczej nie przepada za takimi wynalazkami na obiad (mięso musi smakować jak mięso, a nie jak dżem), ale to danie wyjątkowo lubi. Przygotowywałam je na dwa przyjęcia: z rodziną i ze znajomymi. Wszyscy bez wyjątku chwalili i chociaż zrobiłam więcej na zapas, nie została ani jedna porcja.
Teraz kosmetycznie, czyli odżywka bananowa z The Body Shop. Najpierw kilka słów od producenta:
Lekka bananowa odżywka do włosów swoje właściwości odżywcze i intensywny zapach zawdzięcza ekwadorskim bananom, które stanowią główny jej składnik. Dzięki odżywce bananowej włosy są miękkie, lśniące i odżywione. Nowa seria Anita`s Favourites ma w swojej ofercie kultowe produkty firmy The Body Shop, stawia również mocno na ekologię. Bananowa odżywka do włosów została po raz pierwszy wypuszczona na rynek w roku 1988.
Źródło: www.wizaz.pl

Skład: Aqua, Musa Paradisica Fruit, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Phenoxyethanol, Hydroxyethylcellulose, Lecithin, Propylene Glycol, Panthenol, Parfum, Benzyl Alcohol, Sodium Hydroxide, Ascorbic Acid, CI 15985, CI 19140.
Jeśli chodzi o sam skład to mamy w niej nawilżające emolienty, które zapobiegają utracie wody, antystatyk, wzmacniający pantenol, składniki odżywcze: banana (już na drugim miejscu w składzie) i lecytynę. (Pomoc: klik)
Opakowanie: 250 ml
Cena: 19 zł
Nie kupuję raczej drogich kosmetyków, zwykle wybieram tanie i sprawdzone polskie firmy. W TBSie byłam kilka razy, zawsze zachwycałam się wszystkim co na półkach i wychodziłam z pustymi rękami. To dla tego, że nie lubię przepłacać i jeśli wiem, że mogę kupić np. dobre masło do ciała w cenie 10 zł, to nie wydam na nie ponad 6 razy tyle tylko dlatego, że zachwyca mnie opakowanie i zapach. Jednak coś mnie do tego sklepu ciągle ciągnęło. Od kiedy pierwszy raz niuchnęłam zapach bananowej serii do włosów - przepadłam i musiałam skusić się na zakup. Wybór padł na odżywkę.
Przede wszystkim wspomniany zapach jest genialny, bardziej bananowy od samych bananów i według mnie jeszcze bardziej smakowity. Często wchodzę do łazienki, otwieram butelkę i pierwsze co robię to ją niucham. Konsystencja także wspaniała (jak zmiksowane banany a la gerberek dla maluchów), gęsta, niespływająca z włosów, o pięknym kolorze surowego żółtka. Wszystko to sprawia, że pod względem przyjemności używania nie ma sobie równych.
Nigdzie na opakowaniu nie ma informacji w jaki sposób jej używać (spłukiwać czy nie, ile trzymać na włosach itp.). Nakładałam ją na włosy po myciu, wmasowywałam chwilę i spłukiwałam. Czasami jeśli miałam więcej czasu rano, trzymałam ją parę chwil dłużej. W takim wydaniu niestety nie była idealna. Owszem odżywiała porządnie, bo włosy stały się dzięki niej zdrowsze i bardziej lśniące. Chroniła też końcówki. Jednak zdarzało jej się obciążać i o dziwo nie pomagała w rozczesywaniu, co zwykle potrafią nawet bardzo słabe odżywki. Z czasem odkryłam, że po dłuższym płukaniu nie było już takich efektów ubocznych.
Któregoś dnia skończyła się maska Wax L'Biotici i w jej zastępstwie użyłam odżywki TBSowej. W ciepłej kąpieli nałożyłam odżywkę, założyłam czepek i długo się namaczałam (uwielbiam od czasu do czasu wyleżeć się w wannie). Efekt mnie powalił - włosy stały się genialnie miękkie, pięknie układające i błyszczące. Polubiłam ją tak jak dwie moje inne topowe maski: wspomnianą Wax i Glorię Polleny-Malwy.
Zaskakująco wydajna, używam jej mniej więcej co drugi dzień (choć oszczędnie) od czterech miesięcy i dopiero dobijam do dna. Dawno nie miałam tak wydajnego produktu do włosów. Rekompensuje to wysoką cenę. Nie przeszkadza mi twarda butla (plus za recykling), dla mnie jest wygodna. Podoba mi się też design opakowania.
Żeby było już całkiem bananowo - piosenka na koniec. Chyba każdy wie już jaka.
Dla mnie maksymalnie energetyczna i pozytywna, zawsze jak widzę to nagranie z Opola to nogi mi się same podrywają i buzia śmieje. Niby o jakiś bananach, szumie morza, hamaku i śniadych pięknościach, ale w czasach komuny to musiało "dech zapierać".
Żałuję czasami, że nie jestem jakieś piętnaście lat starsza. Pewnie wtedy zamiast do Briana i reszty Backstreet Boys, wzdychałabym do tych białych garniturów i lakierków. Ach, cudowne lata 80.

sobota, 3 grudnia 2011

Kruche ciastka z gofrownicy - nieudany eksperyment

Chciałam spróbować jakiegoś nowego przepisu na ciastka. Lubię kiedy słodkości nie tylko pysznie smakują, ale też ciekawie wyglądają, a do tego są łatwe w przygotowaniu i zawsze się udają. Hmm, trochę dużo tych wymagań.
Znalazłam w internecie przepis na kruche ciastka z wykorzystaniem gofrownicy, który bardzo mnie zaciekawił (klik) i postanowiłam go przetestować.

Składniki :
- 500 g mąki
- 250 g cukru
- 4 jajka
- pół kostki margaryny
- pół kostki masła
- 5 saszetek cukru wanilinowego (ja użyłam 3 podwójnych saszetek)

W pierwszej kolejności topimy tłuszcze w rondelku. Następnie wyciągamy robota kuchennego, instalujemy końcówkę do wyrabiania ciasta i wrzucamy do urządzenia pozostałe składniki: mąkę, cukry, jajka. Włączamy mieszadło. Kiedy wszystko ładnie się połączy, dolewamy ostudzone (!) tłuszcze z rondla. Włączamy ponownie mieszanie aż do całkowitego wyrobienia ciasta.
Do wykonania ciasta możemy oczywiście w zastępstwie robota kuchennego użyć miksera. Ja używam robota z prostej przyczyny - jestem wrodzonym leniem i jeśli mam do wyboru trzymać ciężki mikser i majstrować nim w tą i z powrotem, a wrzucić wszystko do robota i włączyć przycisk, wybieram rzecz jasna to drugie. Pomyślicie pewnie, że i tak dodaję sobie przez to pracy, bo mam więcej zmywania i składania maszyny, niż to warte. Może i tak jeśli robię to sama, ale od czego ma się ukochanego męża, w dodatku spragnionego ciastek ... :)
Trochę się rozgadałam, już wracam do głównego wątku. Gotowe ciasto wkładamy do lodówki na ok. godzinę. Po tym czasie wyjmujemy je i nakładamy porcje wielkości łyżki stołowej do dwóch "przegródek" nagrzanej gofrownicy (przepraszam, ale nie znajduję lepszego słowa - mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli). W oryginalnym przepisie, na którym się wzorowałam należy najpierw lepić z ciasta kulki, co moim zdaniem jest zupełną stratą czasu. Zamykamy gofrownicę i pieczemy aż ciastka nabiorą złotobrązowego koloru (ok. 3-4 minuty).
Niestety pieczenie ciastek to udręka. Wychodzi ich ok. 40 sztuk, więc upieczenie wszystkich zajmuje grubo ponad godzinę. Co chwilę trzeba patrzeć, czy się nie przypalają. Nie można zająć się w trakcie niczym innym, bo co można robić przerywając sobie co kilka minut? Wściekałam się nad tą gofrownicą, ale liczyłam że chociaż wynagrodzę robotę sobie i mężowi smacznymi ciastkami.
Ciepłe były naprawdę pyszne, dokładnie takie jak oczekiwałam - idealnie słodkie i idealnie kruche. Za radą twórczyni przepisu pozwoliłam sobie tylko na jedno ciastko na ciepło (mężowi mimo mojego pilnowania i narzekania udało się zwinął pięć ciastek), bo podobno lepsze są po kilku dniach, przechowywane w szczelnym opakowaniu. Tak też zrobiłam. Schowałam ciastka do pudełka, wyciągam już na drugi dzień (nie mogłam się powstrzymać) i ... twarde prawie jak kamień. Smakowały jak stare, suche herbatniki. Po kilku dniach wcale nie było lepiej. Można było je zjeść maczając w herbacie albo ryzykować utratę zębów.

Potrzebne akcesoria:
rondelek, robot kuchenny (lub mikser i miska), gofrownica

Ilość porcji: 40
Koszt potrawy: ok. 6 zł
Cena za porcję (ciastko): 0,15 zł
Trudność: Łatwe (ale wkurzające!)
Czas przygotowania ciasta: 15 min
Czas chłodzenia w lodówce: 1 h
Czas pieczenia: 1,5 h

Generalnie nie polecam tego przepisu. Możecie spróbować zrobić z mniejszej porcji i zjeść na ciepło. Ja już więcej się nie skuszę, bo znam inne przepisy na smaczniejsze i mniej pracochłonne ciastka, które na pewno wcześniej lub później pojawią się na blogu.
No cóż, eksperymenty w kuchni nie zawsze się udają. Nawet księżniczkom :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...